wtorek, 9 października 2007

Jak Jarosław Karcz leczył Lotnego

Kontynuuję wypowiedź Jacka Kluszewskiego, architekta szpitala dla koni w Janowie Podlaskim. Dziś Jacek opowie o tym, w jaki sposób Jarosław Karcz trafił do niego.... Na zdjęciu stoją obydwaj - Jarosław Karcz i Jacek Kluszewski.


Jak poznałem Jarka Karcza?

Historia moich spotkań z końmi to także historia różnych kontuzji koni i spotkań z weterynarzami. Otarcia, rozerwania skóry, zerwania ścięgien, podbicia, obtłuczenia a nawet śmiertelne wypadki koni, to niestety także część mojej końskiej historii.

W 2003 roku nabyłem z hodowli Ewy i Stanisława Tyków z Hańczowej w Beskidzie Niskim pięknego ogiera małopolskiego, Lotnego. Lotny był wówczas bardzo dzikim dwulatkiem. W Hańczowej klacze ze źrebakami wychodzą na wypas od świtu do zmroku, a ogiery i odsadki płci męskiej wypasane są na połoninach w nocy razem z wilkami. Stąd może gwałtowne reakcje Lotnego przy pierwszych naszych spotkaniach. W wyniku takiej gwałtownej reakcji podczas pierwszych zabaw, lina pełniąca rolę lonży owinęła się mu wokół pęciny tylniej nogi. Gwałtownie chciał się z niej wyzwolić i niestety naderwał sobie torebkę stawową. Wezwani weterynarze mieli wszyscy dwa, takie same zalecenia - zmniejszyć porcje owsa i nacierać glinką schładzającą.

Po zużyciu paru puszek glinki i zupełnego braku poprawy stanu nogi mojego konia zacząłem wśród znajomych hodowców koni szukać porady i specjalisty. Rafał Okrzeja (oj, o Rafale też tu będzie niebawem - dop. DK), hodowca i pasjonat ciężkich koni rasy belgijskiej z Janówka koło Wierzbna, człowiek o wielkiej wiedzy z zakresu hodowli i zachowań koni, poradził mi żebym się zwrócił do weterynarza z Janowa Podlaskiego, Jarosława Karcza.



Wyraziłem wątpliwość, czy znakomitość ze stolicy polskiej hodowli konia arabskiego, zechce jechać 200 km, aby obejrzeć mojego konia. Jarek na wezwanie telefoniczne odpowiedział bardzo szybko. Przyjechał z potrzebnym do diagnozy sprzętem, rentgenem i ultrasonografem i zalecił interwencję chirurgiczną u siebie w Janowie.

Po operacji Lotny w ciągu dwóch miesięcy doszedł do siebie. Już wkrótce mogliśmy wraz Jarkiem wyjechać na wspaniałą wycieczkę konną wokół Janowa Podlaskiego. Odnoszę wrażenie, że poza dużą wiedzą medyczną, Jarek ma naturalne cechy dobrego lekarza koni. Żyje swoim zawodem i uprawia go z przyjemnością. Cały czas się dokształca, cały czas konsultuje swoja praktykę z profesorami z Wydziału Weterynarii warszawskiej SGGW, a przy tym działa zdecydowanie, no i sam uprawia czynnie jeździectwo. Bardzo angażuje się w leczenie swoich pacjentów, często poświęcając czas na odpoczynek i życie rodzinne. Może tak być, bo żona Kasia, także wspaniały weterynarz i amazonka, wykazuje duże zrozumienie dla zaangażowania Jarka. (autor: Jacek Kluszewski)

Na zdjęciu najmłodszy potomek rodu Kluszewskich, Staś z Wojmirem....:)

Brak komentarzy: